Niewidzialna ręka rynku

Rozmawiałam niedawno z prawnikiem jednej z dużych kancelarii, który stwierdził, że wszystkie „wyczyszczono” już wszędzie, gdzie się dało. Nikt już nie przymyka oczu na tych mniej pracowitych, mniej zdolnych czy przynoszących mniej przychodów. Nie ma zmiłuj. – To niewidzialna ręka rynku! – skwitował mecenas półżartem, ale przecież... serio.

Ewa Usowicz

Ta sama ręka wymusza bowiem obniżanie stawek za usługi prawne, z czym coraz większy problem mają kancelarie sieciowe. Bywa, że są między młotem a kowadłem. Wiedzą, że trzeba spuścić z tonu, bo ceny wokół lecą w dół, ale słyszą weto ze swojej międzynarodowej centrali.

Efekt jest taki, że coraz więcej prawników odważa się odejść na swoje, tworząc prawnicze butiki – ostatnio te specjalizujące się w prawie farmaceutycznym, postępowaniach regulacyjnych czy prawie konkurencji. Oferują w nich równie dobrą jakość za znacznie niższą cenę. Ot, niewidzialna ręka rynku.

A żeby nie było za łatwo, to nadal trwa zalew rynku młodymi, którzy ukończyli aplikacje i próbują się gdzieś na nim odnaleźć. Starsi traktują ich często jako tanią siłę roboczą albo „dumpingowych” kolegów. A młodzi marzą o awansie, o który teraz bardzo trudno. Jak się już ktoś bardzo mocno upiera, że chce zostać partnerem, to często dostaje ten chwalebny tytuł, ale... bez udziału w zyskach.

Niewidzialna ręka rynku rządzi i dzieli. Najważniejsze, że wciąż przynosi niezłe przychody i daje pracę tysiącom prawników.