Polskie firmy nie boją się kryzysu

Ponad 14-procentowy wzrost ich obrotów to wynik godny szczytu hossy, a nie przedsionka kryzysu. Oczywiście na 14. edycji Listy 500 Największych Firm „Rzeczpospolitej” można dostrzec pewne niepokojące sygnały, ale zasadniczo cały obraz jest optymistyczny. Najbardziej wyraźnym znakiem czasu są gigantyczne obroty PKN Orlen. Przychody lidera naszej części Europy po raz pierwszy przekroczyły barierę 100 mld zł (25 mld euro). Inna sprawa, że ten wzrost to w dużej mierze efekt niekorzystnego dla gospodarki szybkiego narastania cen surowców.

Paweł Jabłoński

Te same niekorzystne tendencje przyczyniły się jednak do poważnych zmian w czołówce naszej Listy. Na siedem pierwszych umieszczonych na niej firm tylko jednej obroty podniosły się o mniej niż 20 proc. Tak błyskawicznie rosnących dużych przedsiębiorstw nie widzieliśmy dawno. Szkoda, że tylko jedna z nich – Jeronimo Martins – nie jest z branży surowcowo-energetycznej. Oznacza to, że rozwój polskich przedsiębiorstw przebiega według starego modelu, nierokującego specjalnych nadziei na zdobycie pozycji na coraz bardziej konkurencyjnym światowym rynku.

Drugim problemem, który co roku widoczny jest na Liście, jest jawność danych. Zarządy firm ciągle nie traktują tego jako obowiązek, ale narzędzie, z którego korzystają, kiedy jest im wygodnie. Niestety dotyczy to zarówno firm kontrolowanych przez zagranicznych inwestorów, jak i państwowych nibypublicznych. Dlatego pewni jesteśmy tylko pozycji firm giełdowych i to jest jeszcze jeden argument za tym, że na parkiecie powinny być obecne wszystkie firmy istotne dla państwa polskiego.